niedziela, 11 maja 2014

Ruth - Elizabeth Gaskell - płacząca i naiwna

Ruth kupiłem z paru powodów. Po pierwsze chciałem przeczytać coś od E.Gaskell, ponieważ jeszcze nie miałem z nią do czynienia. Po drugie chciałem zobaczyć jak pisała osoba, która znała mojego boga świata literatury Charlotte Bronte. Po trzecie lubię tamte czasy, więc literatura ta w każdej postaci mi odpowiada.

Z książki: Ruth Hilton, to młoda dziewczyna, sierota, która zarabia na swe utrzymanie jako szwaczka. Kiedy traci posadę i dach nad głową, oczarowany jej urodą i skromnością dżentelmen, proponuje dziewczynie schronienie i pociechę. Szczęście nie trwa długo, zdruzgotana i zhańbiona Ruth otrzymuje jednak szansę na nowe życie pośród ludzi, którzy ofiarują jej miłość i szacunek. Kiedy Bellingham ponownie wkroczy w życie Ruth, dziewczyna zmuszona będzie dokonać niemożliwego wyboru pomiędzy akceptacją ze strony ogółu a osobistą dumą.

Już od początku się zdziwiłem. Dlaczego? Bo jakoś słabo i dziwnie. Czytałem dalej i... nudno. Po prostu nudno. Brnąłem dalej i... coraz ciężej się czytało, bo było za bardzo naiwnie. Czy autorka była równie naiwna jak opisana bohaterka? Pewnie tak, biorąc pod uwagę tamte czasy.

Dobrnąłem jakoś do połowy. Idę dalej. Przebijam się przez książkę jakbym się chciał przedostać do Śpiącej Królewny. Powoli nie daję rady. Czytam z ciekawości opinie ludzi na necie. Wyłącznie kobiece recenzje. Że książka piękna, że tamta bardzo płakała. A tamta jej nigdy nie zapomni. Że od pewnego momentu akcja przyspiesza – jeżeli tak to nie zauważyłem, bo ta książka jest tak senna, że nie przyspiesza w niej nic. Chyba że bicie serca wkurzonego czytelnika, że jeszcze tyle stron przed nim do końca powieści.
Zgadzam się z czytelniczkami, że postać głównej bohaterki jest po prostu koszmarna. Dziewczyny tak naiwnej i tak potulnie wkurzającej dawno, może nawet nigdy (oj przepraszam, pojawia się taka w „50 twarzy Greya” ta co się na każdej stronie zawstydza i czerwieni, aż czytelnikowi piana zaczyna się toczyć) nie spotkałem.

Moim problemem chyba było ciągłe porównywanie Gaskell do Bronte. Bronte to Szatan i Bóg w jednym, w jednej ludzkiej skórze. Kiedy ją czytam nie mogę uwierzyć, że ktoś taki jak ona chodził po tej ziemi. Istota boska ukryta w szacie uszytej z ludzkiej skóry. Ale pani Gaskell się do niej (przynajmniej w tej książce) nie umywa i nawet nie byłaby godna do tego, żeby Bronte po niej chodziła. Po prostu spodziewałem się czegoś wielkiego. Dostałem naiwną księgę, w której cytaty z Biblii przeplatają się z głupotą ludzką i naiwnością, płaczliwością i nieustannym pochylaniem głowy bohaterki. Może to odpowiada płci pięknej. Mnie nie.

Książka z powodzeniem mogłaby się nazywać „Morze wylanych łez” bądź też „Naiwna i prawa” albo też „Płacząca, pochylona panna”. Nie wiem, tytułów byłoby sporo.
Czytałem ją długi miesiąc, bo nie dawałem rady.

A jednak... może właśnie z powodu tych minusów warto pomęczyć się nad tą książką. Jest inna, jest denerwująca i płytka czasami. Ale ma w sobie zalążek czegoś dawnego. Czasu utraconego. Świata, który dawno umarł, ale jego pewne cechy nadal są wśród nas obecne, jak np. obłuda i zdolność do wytykania wad i błędów drugiego człowieka. Stawianie siebie w lepszym świetle.

Nie przeczytam za szybko kolejnej książki tej Pani, ale... może jeśli odpocznę, może...
Dzięki tej książce dostrzegłem jedną pozytywną dla mnie rzecz, choć i ona ma swoje minusy, a to taką że w ciągu dwustu lat kobietom po prostu wyrosły jaja i nie zachowują się dzisiaj jak słodka Ruth. Potrafią stać za swoim i iść do przodu, potrafią też nie dać się i bronić ze wszech sił, co jest bardzo ważne. Trzeba bronić siebie i swojej prawdy. Swojego życia i prawa do życia według siebie. Swej dumy i godności.

Gdyby Ruth stanęła przede mną najpierw musiałbym jej porządnie przyp... dopiero potem moglibyśmy rozmawiać.

Książka bardzo ckliwa. Chyba się dzisiaj upiję z radości, że już ją mam za sobą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz